Pogrzeb

sobota, 20 stycznia 2018

- Ile to będzie kosztowało?
Richard otrząsnął się, słysząc własny głos. Oderwał wzrok od nieruchomej twarzy ojca i przeniósł go na kapłana. Wielebny Gylbard zamyślił się głęboko, przechodząc za mary:
- Twój ojciec był bardzo pobożnym człowiekiem – zaczął, lustrując spojrzeniem zwłoki – dlatego pogrzeb musi odzwierciedlać wielkość jego wiary. W innym wypadku byłaby to profanacja. Ponadto, jeśli chcesz zapewnić mu godne życie wieczne, należy pochować go w odpowiednim miejscu. Na przykład w Ogrodach.
- W Ogrodach – powtórzył słabo Richard. - Tam gdzie barona grzebano…
- Twojemu ojcu się to należy. Mało było tak gorliwych wierzących jak on.
- I to naprawdę zapewni mu szczęśliwe życie w zaświatach?
- W Raju. Do zwykłych zaświatów trafiłby, gdybyśmy pogrzebali go po prostu na cmentarzu. Nie możemy do tego dopuścić. Był takim dobrym człowiekiem. Wiesz, Richard, on nas teraz widzi. Liczy na nas. Chyba nie chcesz go zawieść?
- Nie – odparł oszołomiony Richard. - Nie chcę.
Spojrzał jeszcze raz na twarz ojca. Spokojna, nie wyrażała żadnych emocji. W końcu umarł we śnie, więc z taką mimiką zastygł. Gdyby tylko dał mi jakiś znak,

Efekt kanapki

wtorek, 16 stycznia 2018

Dariusz przełknął ostatni kęs kanapki z serem i zerknął na wyświetlacz telefonu. Zaskakujące, jak szybko się dzisiaj uwinął. Spóźnianie się kilka minut do pracy tak weszło mu w krew, że uznał to za nieodłączną część swojego życia i nawet nie próbował tego zmienić, tym bardziej, że te kilka minut nie robiło mu dużej różnicy; co innego na ten temat powiedzieliby pasażerowie. Trudno, pomyślał Dariusz. Pierwszy raz od trzech lat przyjadę punktualnie na przystanek.

Stefan, bardzo zadowolony ze swojego życia, spacerowym krokiem zmierzał na przystanek autobusowy. Miał jeszcze mnóstwo czasu – odkąd pamiętał kierowca jego autobusu spóźniał się z uporem maniaka codziennie o 3 minuty. 3 minuty to nie byle co, można je przeznaczyć na przykład na zjedzenie dodatkowej kanapki z serem, co Stefan z przyjemnością robił. Po co marnować ten cenny czas na marznięcie na przystanku?

K. starannie zapiął ostatnie guziki wytartego płaszcza i przejrzał się w lustrze. Jego kostium był idealnie dopracowany, począwszy od maski mającej imitować twarz starego dziadka, a skończywszy na butach wyglądających na stare i znoszone, a będącymi w rzeczywistości bardzo wygodnymi także i do biegania.. K. jako karłowaty, ale silny mężczyzna z darem do naśladowania głosów był idealny do tej misji, co bardzo mu pochlebiało. Chwycił rączkę bordowego wózka-dwukółka

Rivershore

niedziela, 14 stycznia 2018



Ethan przystanął na chwilę, żeby złapać oddech. Zimne powietrze wypełniło jego płuca, gdy ziewnął przeciągle. Poprawił ciężką torbę, gdy już odsapnął, i wznowił marsz. Zamyślił się, wsłuchując się w niesiony przez noc odgłos własnych kroków. Buty pluskały na mokrym bruku, nieustannie podlewanym przez nocną mżawkę.
Do czasu.
Zanurkował za kontener, kiedy u wylotu ciasnej uliczki pojawiły się dwa draby. Wcisnął pod stojące luzem worki torbę, a sam narzucił kaptur na głowę, skulił się i czekał. Może wezmą go za bezdomnego, albo wcale nie zauważą? Skulił się bardziej.
Zauważyli. Nie wzięli.
- To on? - spytał jeden z nich, chwytając go brutalnie za ramię i podnosząc. Zerwał mu z głowy kaptur i przyjrzał się uważnie.
- Tak. Widzisz te czerwone włosy? To musi być on – odparł drugi drab i spojrzał Ethanowi groźne w oczy. - Gadaj, gdzie torba?
Pierwszy bandzior dla zachęty boleśnie wykręcił mu ręce za plecy. Cichy jęk sam wyrwał się Ethanowi z gardła, lecz mimo to nie odpowiedział.
- Taki jesteś cwany? To może to cię przekona do gadania – warknął drugi drab i walnął go pięścią w brzuch.
Ethan zgiął się wpół, lecz wciąż trzymany za wykręcone ręce siłą rzeczy musiał się na powrót wyprostować. I wtedy otrzymał kolejny cios.