Jezioro

sobota, 5 grudnia 2015

Ann odwróciła się przestraszona, słysząc trzask za sobą. Matt spojrzał na nią kpiąco i nadepnął na kolejną gałązkę, która równie sucha jak poprzedniczka także głośno się złamała.
- Nie strasz mnie – poprosiła dziewczyna, uspokajając oddech.
- Nie moja wina, że boisz się byle czego – parsknął chłopak i zrównał się z nią, zostawiając w tyle połamane gałązki.
Ann nie odpowiedziała. Ten ciemny, mroczny las był dostatecznie straszny, a jej irytujący brat tylko pogarszał sytuację. Rozejrzała się bojaźliwie. Wysokie, smukłe drzewa z rozłożystymi gałęziami górowały nad dwójką nastolatków, jednocześnie sprawiając wrażenie, że w ich koronie czają się obserwujące ich stwory. Zarośla porastające obie strony zarastającej ścieżki kołysały się na wietrze, mogąc skutecznie ukryć wilka czy niedźwiedzia.
Sama dróżka raz po raz zanikała wśród trawy, by wyłonić się kilka kroków dalej – zupełnie jakby las się nimi bawił. Nad tym wszystkim rozpościerało się ciemne niebo, bez ani jednej gwiazdy, lecz tylko z okrągłym, bladym księżycem ukrytym częściowo w chmurach.
- Tak tu ciemno i głucho – szepnęła Ann, mącąc wszechobecną ciszę.
- Co mówisz? Nic nie słyszę – odpowiedział głośno Matt i nadstawił ucho, jakby rzeczywiście nie usłyszał.
- Mów ciszej, jeszcze coś obudzisz – rzekła, oglądając się lękliwie za siebie.
- Daj spokój, jesteśmy tu sami! – krzyknął, uśmiechając się przy tym złośliwie.
Echo poniosło daleko jego głos, płosząc z gniazda kruki. Ptaki wzbiły się wysoko w powietrze, kracząc przy tym donośnie, jakby również powtarzały słowa chłopca.
- Och, czemu zgodziłam się tędy wracać! – jęknęła Ann, czując, jak robi jej się słabo.
- Bo jest szybciej do domu? Zobacz, dochodzimy do jeziora – odparł brat i przyśpieszył tempo marszu.
Rzeczywiście, zza drzew wyłaniało się rozległe jezioro. Gładka tafla wody odbijała światło księżyca, migocąc białymi refleksami. Trzcina przeplatana wysoką trawą rosła przy brzegu, szeleszcząc cichutko przy najlżejszym podmuchu.
- Jak tu pięknie – odezwała się oczarowana widokiem Ann, na chwilę zapominając o strachu.
- Zakład, że puszczę dłuższą kaczkę? – Matt, zamiast podziwiać krajobraz jak siostra zszedł ze ścieżki na piaszczysty brzeg, szukając płaskiego kamienia.
- Co? Nie, Matt, chodź tu! Wracajmy do domu – nalegała dziewczyna wyrwana z zamyślenia. – Nie będziesz chyba puszczał w środku nocy kaczek!
Chłopak pokazał jej tylko język i ukucnął tuż przy wodzie, maczając w niej koniuszki butów. Ważąc w dłoni kamień ustawił rękę pod odpowiednim kątem i rzucił. Niezadowolony, że kaczka odbiła się tylko trzy razy przed zatopieniem spróbował jeszcze raz. Wtem z wody wyłoniła się tajemnicza postać z długimi, srebrzystymi włosami i pochwyciwszy w pół zaskoczonego Matta zaczęła ciągnąć go na środek jeziora. Chłopak otrząsnął się prędko i krzyknął, wierzgając i tłukąc pięściami na oślep, jednak na próżno – postać trzymała go w żelaznym uścisku.
Ann, bezradna i sparaliżowana, obserwowała jak jej walczący z porywaczem brat powoli znika pod wodą, a jego krzyki cichną. Dziewczyna osunęła się na kolana, nie mogąc wykrztusić ani słowa. Wzrok utkwiła w miejscu, gdzie ostatni raz widziała szamotającego się Matta. Złapała się za głowę, modląc się, aby to był tylko sen, nawet jeśli koszmarny. Jednak gdy otwierała i zamykała oczy na przemian wciąż wszystko było takie samo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz