Efekt kanapki

wtorek, 16 stycznia 2018

Dariusz przełknął ostatni kęs kanapki z serem i zerknął na wyświetlacz telefonu. Zaskakujące, jak szybko się dzisiaj uwinął. Spóźnianie się kilka minut do pracy tak weszło mu w krew, że uznał to za nieodłączną część swojego życia i nawet nie próbował tego zmienić, tym bardziej, że te kilka minut nie robiło mu dużej różnicy; co innego na ten temat powiedzieliby pasażerowie. Trudno, pomyślał Dariusz. Pierwszy raz od trzech lat przyjadę punktualnie na przystanek.

Stefan, bardzo zadowolony ze swojego życia, spacerowym krokiem zmierzał na przystanek autobusowy. Miał jeszcze mnóstwo czasu – odkąd pamiętał kierowca jego autobusu spóźniał się z uporem maniaka codziennie o 3 minuty. 3 minuty to nie byle co, można je przeznaczyć na przykład na zjedzenie dodatkowej kanapki z serem, co Stefan z przyjemnością robił. Po co marnować ten cenny czas na marznięcie na przystanku?

K. starannie zapiął ostatnie guziki wytartego płaszcza i przejrzał się w lustrze. Jego kostium był idealnie dopracowany, począwszy od maski mającej imitować twarz starego dziadka, a skończywszy na butach wyglądających na stare i znoszone, a będącymi w rzeczywistości bardzo wygodnymi także i do biegania.. K. jako karłowaty, ale silny mężczyzna z darem do naśladowania głosów był idealny do tej misji, co bardzo mu pochlebiało. Chwycił rączkę bordowego wózka-dwukółka
z nieciekawą zawartością i wyszedł z mieszkania, udając się na przystanek.

Dariusz spojrzał jeszcze raz w lusterko i zabębnił palcami o kierownicę. Dlaczego ten staruszek tak się gramoli? Zimno leci! Co ten dziadek ma w wózku, że się tak grzebie? No wreszcie, można zamknąć drzwi i jechać. Nikt mu nie wmówi, że zakupy niby są takie ciężkie, pomyślał poirytowany, po czym uśmiechnął się mściwie. Teraz to ja się pogrzebię, dziadku.

Stefan z uśmiechem na ustach wyszedł zza rogu domu, ciesząc się w duchu, że już za kilka minut będzie w ciepłym autobusie. Wtem dostrzegł pusty przystanek i mina mu zrzedła. Podbiegł bliżej, wyglądając na ulicę. W oddali zamajaczył mu wesoło tył jego autobusu.
- Cholera jasna! Czemu przyjechał punktualnie?
Nie uzyskawszy odpowiedzi na to pytanie, Stefan próbował znaleźć na szybko rozwiązanie problemu. Był pracownikiem dużej korporacji i spóźnienie do pracy w żadnym wypadku nie wchodziło w grę. Nagle przypomniał sobie o rowerach miejskich niedaleko stąd. Tak, to doskonałe rozwiązanie.

K. przeklinał w duchu kierowcę autobusu. Czemu on jedzie tak wolno, chociaż mógłby spokojnie przyśpieszyć? K. ma misję do wykonania, organizacja na nim polega! Ma zawalić misję, bo autobus przywiezie go na akcję za późno? Przegryzł z bezsilności do krwi wargę i zacisnął mocniej dłoń na rączce wózka. W każdej chwili bomba mogła zostać odkryta.

Dariusz ze złośliwym uśmiechem spoglądał na irytujących się pasażerów. Ach, jakie to przyjemne uczucie, prawie jak widok goniących go ludzi, kiedy odjeżdża za wcześnie z przystanku. Z westchnieniem oderwał wzrok od pasażerów. Zbliżał się do przystanku koło Sejmu i wieżowca wielkiej korporacji, który mógł już zacząć podziwiać z tego miejsca, taki był wysoki. Wszyscy tu wysiadali - był to przystanek końcowy, więc nie mieli wyboru.

Stefan, zdyszany po intensywnym pedałowaniu, szybkim krokiem zmierzał do budynku „swojej” korporacji. Szedł przy ulicy, bezustannie zerkając na zegarek. Cóż za ironia losu. Akurat jego autobus stał na przystanku, na którym wysiadałby, gdyby nim pojechał. Wśród wysiadających dostrzegł swoją koleżankę z pracy, Magdę. Przyśpieszył kroku, czując lekkie motylki w brzuchu.

K., znów grzebiąc się dla zachowania pozorów, wysiadł z autobusu, życząc w myślach wszystkiego najgorszego kierowcy. Tłum korposzczurów skręcił w prawo do swojej pracy, jakiś zdyszany facet z drugiej strony niemalże biegł w ich kierunku, ba, jeszcze chwila i minie K. Phi, kolejny korposzczur pędzi do roboty, on ma ważniejsze zadanie. Zaraz, co to… Sznurówka się rozwiązała?!

Dariusz zamknął drzwi autobusu, uchylił okienko i zapalił. Miał jeszcze trochę czasu, tak? I tak należy mu się chwila spokoju. Pasażerowie to utrapienie, trzeba jakoś odreagować, czyż nie? Inaczej oszalałby, a to niedopuszczalne. Chociaż, z drugiej strony z chęcią zobaczyłby minę tych irytujących ludzi, gdyby nagle postradał zmysły.

Stefan utkwił wzrok w Magdzie i leciał niczym na skrzydłach, próbując ją dogonić. Dobiegł do przystanku, już-już miał minąć jakiegoś staruszka z bordowym wózkiem, gdy nagle dziadek ukucnął i wystawił stopę do przodu, z zamiarem zawiązania buta. Stefan obserwował wszystko jakby w zwolnionym tempie: próba wyhamowania, poślizgnięcie się na lodzie i polecenie prosto na staruszka i jego wózek.

K. poderwał się z ziemi i korzystając z nieuwagi tego głupca, który na niego wpadł, zaczął zbierać porozsypywane z wózka zakupy. Wrzucał jedzenie na oślep, szukając jednego.
- Ja bardzo przepraszam, ja już pomagam – kajał się korposzczur i zaczął podnosić z ziemi puszki, bułki i… kartonowe pudełko.
- Zostaw to! – warknął K., ale przypomniawszy sobie, że ma grać starca, szybko zaczął nawijać: - Złodzieje, złodzieje jedne okradają! Nikogo nie oszczędzą, nawet na staruszka się rzucą! Pomocy, pomocy!
To wołając K. wyrwał zaskoczonemu mężczyźnie kartonowe pudełko z ukrytą w nim bombą i wcisnął je do wózka, przykrywając następnie warstwą zakupów. Dla zachowania pozorów ani na chwilę nie przerwał swojej litanii.

Dariusz słysząc krzyki o pomoc odwrócił się i wypuścił papierosa z dłoni. Staruszek wyrywał kartonowe pudełko młodemu mężczyźnie, wołając przy tym o pomoc. Dariusz natychmiast odwrócił się i jął szukać telefonu komórkowego. Co, jeśli oskarżą go o nieudzielenie pomocy? Nie znał zbyt dobrze przepisów, ale słyszał kiedyś od Janusza, że przez brak reakcji można zostać pozwanym. Bał się, że jeszcze mu się oberwie przez tego starca i jego problemy. Musiał zadzwonić na policję.

Stefan utkwił wzrok w nakręcającym się coraz bardziej starcu. Hej, on tylko chciał pomóc! Otworzył usta, lecz nie mógł wykrztusić ani słowa. Zgłupiał do reszty, nie mogą zrozumieć, czemu tak właściwie został obsmarowany do góry do dołu przez zwykłe wpadnięcie na mężczyznę. Nagle w jego kieszeni zawibrował telefon, przywołując go do rzeczywistości. Wyciągnął go i spojrzał na wyświetlacz. Dzwonił Henryk, jego przełożony.
- O nie – wyszeptał.

K. kończąc pakowanie zakupów do wózka kończył jednocześnie wyzywanie korposzczura. Położył ostatnią paczkę sera na wierzch wielkiej góry jedzenia i pociągnął za sznurek, zwężając otwór w wózku do minimum. Wtem usłyszał wycie syreny policyjnej.
Wykryli mnie, pomyślał i pot wstąpił na jego czoło.

Dariusz krążył nerwowo po autobusie, obserwując kątem oka, jak trzej policjanci wysiadają z radiowozu i podchodzą do starca i tego złodzieja, który przerażony widokiem glin wypuścił telefon z dłoni. Komórka odbiła się od oblodzonego chodnika i przeleciała kawałek dalej, lądując na ekranie. Dariusz niemal słyszał trzask pękającego szkła w swojej głowie.


Stefan stał skamieniały, zapominając na tę chwilę o wszystkim – o wkurzonym Henryku, Magdzie, najpewniej flirtującej właśnie z chłopakami z działu, a nawet o tym, że telefon warty dwie trzecie jego miesięcznej pensji leży strzaskany koło jego stopy.
- Dzień dobry, sierżant Nowak. Dostaliśmy zgłoszenie o próbie kradzieży. Rozumiem, że to ten młody człowiek chciał pana okraść? – policjant rozmawiający ze staruszkiem wskazał na Stefana.
- Tak, ale już po sprawie, panie władzo. Spieszę się do wnuczka, czy jestem bardzo potrzebny?
- Obawiam się, że muszę zabrać panu jeszcze chwilkę. Czy mógłby mi pan pokazać przedmiot, który próbowano ukraść? Muszę oszacować jego wartość, aby ocenić, czy mamy do czynienia z wykroczeniem czy z przestępstwem.

K. opanował dreszcz, który omal go nie przeszedł. Powoli odwrócił się w stronę wózka i mozolnie zaczął w nim grzebać, dając sobie czas do namysłu. Kątem oka dostrzegł, jak jeden policjant odchodzi z korposzczurem na bok, a drugi idzie w kierunku autobusu stojącego w zatoczce. Ostatni policjant jednak uparcie stał za nim, postukując z nudów butem. Pot wstąpił na czoło K. Sekundy mijały. Co robić, co robić?! Nie może dłużej się ociągać.

Dariusz wysiadł z autobusu, wychodząc naprzeciw policjantowi. Skłonił się mu nerwowo i przełknął ślinę, przygotowując się mentalnie na składanie zeznań. Ale on jest czysty, prawda? Zrobił wszystko jak należy.
- Dzień dobry, posterunkowy Kowalski – przedstawił się gliniarz. - To pan nas wezwał?
- Tak – odparł szybko Dariusz. Nie chciał patrzeć mu w oczy, obawiając się, że jeszcze go o coś oskarży. Zamiast utkwił wzrok w tego prawie okradzionego staruszka za jego plecami.
- Był pan świadkiem tej próby kradzieży?
- Tak. - Dariusz obserwował, jak staruszek po dłuższej chwili wyciąga z wózka mały pakunek.
- Czy mógłby mi pan opowiedzieć, jak to przebiegało?
Dariusz otworzył usta. Wszystko potem działo się tak szybko. Do jego uszu dobiegł krzyk „Żywcem mnie nie weźmiecie!”, a ułamek sekundy później widział tylko rozprzestrzeniający się z wybuchem ogień. Koloru kanapki z serem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz