Pogrzeb

sobota, 20 stycznia 2018

- Ile to będzie kosztowało?
Richard otrząsnął się, słysząc własny głos. Oderwał wzrok od nieruchomej twarzy ojca i przeniósł go na kapłana. Wielebny Gylbard zamyślił się głęboko, przechodząc za mary:
- Twój ojciec był bardzo pobożnym człowiekiem – zaczął, lustrując spojrzeniem zwłoki – dlatego pogrzeb musi odzwierciedlać wielkość jego wiary. W innym wypadku byłaby to profanacja. Ponadto, jeśli chcesz zapewnić mu godne życie wieczne, należy pochować go w odpowiednim miejscu. Na przykład w Ogrodach.
- W Ogrodach – powtórzył słabo Richard. - Tam gdzie barona grzebano…
- Twojemu ojcu się to należy. Mało było tak gorliwych wierzących jak on.
- I to naprawdę zapewni mu szczęśliwe życie w zaświatach?
- W Raju. Do zwykłych zaświatów trafiłby, gdybyśmy pogrzebali go po prostu na cmentarzu. Nie możemy do tego dopuścić. Był takim dobrym człowiekiem. Wiesz, Richard, on nas teraz widzi. Liczy na nas. Chyba nie chcesz go zawieść?
- Nie – odparł oszołomiony Richard. - Nie chcę.
Spojrzał jeszcze raz na twarz ojca. Spokojna, nie wyrażała żadnych emocji. W końcu umarł we śnie, więc z taką mimiką zastygł. Gdyby tylko dał mi jakiś znak,
myślał Richard, potwierdził słowa kapłana…
- Richardzie? Czas ucieka. Pamiętaj, że twój ojciec jest teraz zawieszony pomiędzy światem żywych, a umarłych. Nie każ mu tyle czekać.
- Przyniosę oszczędności wieczorem – wyrzekł z trudem Richard. - A resztę… odpracuję służbą w zakonie.
- To nawet lepiej, Richardzie. Bogowie przychylnym okiem patrzą na zakonników – odrzekł z uśmiechem Wielebny Gylbard. - Obrzędy rozpoczniemy jutro z samego rana. A na razie zostawię cię tutaj, gdybyś chciał pożegnać się z ojcem.
Kapłan skłonił się lekko i opuścił komnatę. Richard słuchał słabnącego echa jego kroków. Gdy już całkiem ucichło, podszedł chwiejnie do mar i chwycił ojca za sztywną dłoń.
- Obym dobrze uczynił, ojcze – wyrzekł, ściskając trupie palce. - Zawsze wierzyłeś w te obrzędy. Byłeś taki… zatwardziały. Obyś miał rację. Oby zapewniły ci wieczne szczęście.
- Sam wiesz, że to kłamstwa – rozległ się głos.
Richard puścił ojcowską dłoń i odwrócił się przestraszony. Przed nim stała mała dziewczynka, ściskająca w rękach miotłę. Śnieżnobiała sukienka, którą miała na sobie, była zaskakująco czysta, a od całej jej postaci biła ogromna pewność siebie i energia. W odpowiedzi na jego zdumione spojrzenie uśmiechnęła się tylko niewinnie.
- Kim jesteś? - rzekł zaskoczony. - I skąd się tu wzięłaś?
- Och, ja tu tylko sprzątam – odparła i na potwierdzenie swoich słów zamiotła kilkakrotnie.
- W takim razie czemu cię wcześniej nie widziałem?
- Zamiatałam w tamtej wnęce – powiedziała, wyciągając palec w stronę ciemności. W komnacie było tak mało świec, że Richard nie mógł nic tam dostrzec. - A ty? Czemu to robisz?
- Czemu co robię?
- Czemu dajesz się wciągnąć w coś w co sam nie wierzysz. Słychać to w twoim głosie.
- Bo tak trzeba! Mój ojciec w to wierzył i muszę mu zapewnić godny pochówek – odparł ze złością Richard. Nie będzie go dziewka pouczać.
- Wiara w coś nie sprawia, że staje się to prawdziwe. Nie kupisz mu zbawienia.
- A skąd wiesz, co? Jesteś mądrzejsza od wszystkich kapłanów?
- Nie, oni naprawdę są mądrzy. Dorobili się fortuny. Ale mimo to wiedzą, że kłamią. Zbawienie kupuje się życiem. Uczynkami. Wiarą, ale prawdziwą. Darmową.
- Nie jesteś zwykłym dzieckiem – rzekł Richard, mrużąc oczy.
Dziewczynka w odpowiedzi uśmiechnęła się niewinnie i posuwistym krokiem, zamiatając na boki miotłą, wróciła w ciemność, znikając w niej na dobre.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz